OSTATNIA PIELGRZYMKA ŚP. JÓZEFA DOBIJI – PRZEWODNIKA KALWARYJSKIEGO

 

ŚP. Józef Dobija urodził się w dniu 08.09.1920r. w Święto Narodzenia NMP. w Międzyrzeczu jako syn Józefa i Anny. Po ukończeniu Szkoły Podstawowej w rodzinnej miejscowości dalszą naukę podjął w Bielsku Białej. Głęboka pobożność wyniesiona z rodzinnego domu zaowocowała wyborem jego drogi życiowej i tuż przed wybuchem II wojny światowej wstąpił do Klasztoru Ojców Franciszkanów w Niepokalanowie.

Oto jak sam Józef Dobija wspominał tamte czasy:

 

„W Niepokalanowie przebywałem łącznie około czterech lat, słuchając wykładów i nauk O. Maksymiliana Kolbe. W 1938r. ciężko zachorowałem. Głęboko w szyi pojawiła się niebezpieczna narośl. Znalazłem się w Szpitalu Św. Ducha w Warszawie. Wróciłem do Niepokalanowa jako osoba nieuleczalnie chora. Lekarz w klasztornym szpitalu w obecności mojej i O. Maksymiliana potwierdził szybki koniec mojego życia. Wtedy O. Maksymilian zwrócił się do mnie i powiedział: synku nie bój się. Zaufaj Maryi, a Ona ci dopomoże. Będziesz żył, będziesz zdrów, ale dług ci pozostanie. Wtedy gdzie się tylko znajdziesz, tam sław imię Najświętszej Matki. Uczyniłem tak, jak mi polecił Ojciec Kolbe i nie zawiodłem się. Dowodem na to jest, że jestem, opowiadam, śpiewam i pielgrzymuję do Kalwarii Zebrzydowskiej”.

 

Czy to prawda, czy sen? Fragment ze wspomnień Józefa Dobiji spisanych przez Jadwigę Klinot w marcu 1995r. i  zamieszczonych w gazetce „Straceńskie Źródełko” – odciek I.

 

Kasata  zakonów dokonana przez hitlerowców na początku wojny przerwała rozpoczęty nowicjat brata Józefa i wymusiła jego powrót do miejsca zamieszkania. Dotarcie jednak do rodzinnego Międzyrzecza okazało się niełatwe, a jak się wkrótce okazało było naznaczone prześladowaniem oraz licznymi represjami. Wiele z nich o mało nie zakończyło się śmiercią .. . „ i tylko Bóg raczy wiedzieć jaka siła mnie wówczas chroniła...” – wspominał Józef.

 

„Nadeszło lato 1944r. Słyszeliśmy już odgłosy frontu nadchodzącego ze wschodniej strony. Ten dzień pamiętał będę do końca życia. Wyprowadzają więźniów na plac, "sortują". Z kolejnego szeregu wybierają najpierw mnie i odprowadzają. Nie wiem dokąd, w jakim celu? Pozostałych prowadzą pod mury więzienne i każą kopać rów. Ja zaś zostaję wyprowadzony za bramę. Ostatnie słowa strażnika: Jesteście wolni! Trudno mi w to uwierzyć! Jestem wolny! Później dowiedziałem się, że innych więźniów zastrzelono i zakopano w tych przygotowanych wcześniej rowach. Znalazłszy się na ulicach Warszawy rwałem się do ucieczki, robiłem ogromne kroki, ale bałem się biec, bo do uciekających strzelano. Na którejś ulicy zatrzymali mnie warszawianie. Dokąd idziesz? Chodź z nami do powstania! Tak wciągnięto mnie do walki powstańczej Warszawy. Znalazłem się wraz z innymi w kanałach. Przedzierając się kanałami napotkałem rannego, drżącego z zimna chłopaka. Nie zastanawiając się zdjąłem swoją bluzę i okryłem go myśląc, że gdy będę wracał, to ją sobie zabiorę. Ale los nie pozwolił mi wracać tą samą drogą. Jak się później dowiedziałem, chłopak ten zmarł. Koledzy powstańcy odnaleźli go, wyjęli z bluzy, którą go okryłem, dokumenty. Moje oczywiście. I tak moi rodzice otrzymali wiadomość, że zginąłem w powstaniu warszawskim.”

 

Czy to prawda, czy sen? Fragment ze wspomnień Józefa Dobiji spisanych przez Jadwigę Klinot w kwietniu 1995r. i  zamieszczonych w gazetce „Straceńskie Źródełko” – odciek IX.

 

Józef Dobija wrócił w końcu po długiej tułaczce w rodzinne strony. Przeżył wojnę, zaś po jej zakończeniu mając 25 lat zawarł małżeństwo z Anielą Pysz dnia 28.10.1945r. W jego małżeństwie  po latach urodziły się dzieci Tadeusz, Józef, Bolesław i Aniela. Mimo upływających lat nie zapomniał o złożonej obietnicy i gorliwie przez ponad 40 lat pełnił funkcję przewodnika po dróżkach kalwaryjskich każdego roku organizując wiele wyjazdów do sanktuarium szczególnie w Wielkim Tygodniu i we Wniebowzięcie NMP. Prawie do samego końca swojego życia codziennie przed mszą św. odmawiał różaniec w naszym kościele gorąco polecając wszystkie rodziny naszej parafii. Przez 25 lat swoim pięknym, basowym głosem ubogacał śpiew naszego chóru w Straconce. Zmarł 31 marca 2011r. przeżywszy 91 lat swojego życia. Zmarłego śp. Józefa żegnali ks. proboszcz Kazimierz Malaga, o. Melchior Cichy z Kalwarii Zebrzydowskiej wraz z Ojcami przybyłymi z Sanktuarium, a także ks. Mieczysław Danielczyk kolega z czasów młodzieńczych, oraz licznie zgromadzona rodzina i sąsiedzi. Nie zabrakło wdzięcznych parafian z chórem na czele, którzy w modlitwie polecali miłosierdziu Bożemu naszego brata Józefa Dobiję.   

 

Bielsko – Biała Straconka 02.04.2010r.                                                                           ks. RJ.

 

Serdeczne podziękowania dla p. Edwarda Ryłko, naszego zacnego parafianina za udostępnione materiały źródłowe ze wspomnień o Józefie Dobija zamieszczonych w gazetce „Straceńskie Źródełko”.

 

do aktualności                                                                                                        foto: Paweł Then