Powstaniec styczniowy Ks. Stanisław Brzóska - ostatni rok życia

W naszej parafii w Straconce jedną z głównych ulic jest właśnie ulica imienia ks. Brzóski. Mało kto kojarzy jego nazwisko z powstaniem styczniowym w 1863r. Stąd też te kilka słów historii, aby przybliżyć naszym parafianom jego szlachetną postać.

Ostatnim powstańcem, który dotrwał do końca, a raczej przetrwał nawet i sam koniec powstania był kapłan, kierujący (choć sam bez broni) swym własnym oddziałkiem zbrojnym daleko na Żmudzi, aż do lata 1864. Był nim ks. Stanisław Brzóska, pochodzący z Podlasia, wikary w Sokołowie. Przez długi czas nie zdołali go Moskale ująć, a on ukrywał się po lasach i po chłopskich chatach, nigdzie na długo, zmierzając potajemnie ku swemu Podlasiu. Wreszcie dotarł do swojej parafii i ukrywał się tym razem długo u jednego z mieszczan Sokołowa. Ten sprytnie sobie poradził. Przybudował do swego domu obszerne stajnie i chlewy, a w pewnym miejscu ustawił podwójne ściany, między którymi była wolna przestrzeń na trzy łokcie. W takiej kryjówce mieszkał ks. Brzóska razem ze swym przyjacielem, F. Wilczyńskim, który go nie chciał opuścić. Żywność podawano im umyślnym otworem pod podwaliną domu, zasłoniętym kufrem. Innym zaś sztucznym otworem mogli wychodzić w nocy. Gdy zbliżała się Wielkanoc, wyszli nocą do sąsiedniej parafii dla odbycia spowiedzi u wikarego ks. Lewandowskiego. Szpiegowano wtedy wszystkich jadących i idących; sołtysi byli pociągani do najsurowszej odpowiedzialności, żeby kontrolować każdego obcego, który się w gminie pojawi. Utrzymywano osobne straże od wsi do wsi, żeby przytrzymywać przybyszów. Pomimo wszelkich ostrożności ktoś podpatrzył, jak dwóch obcych wychodzi w nocy z plebani; dał znać sołtysowi; ten nie tylko sam zarządził pościg, ale dał znać wójtowi, a wójt urzędowi powiatowemu w Siedlcach. Skończyło się to źle, aresztowano ks. Lewandowskiego, a gdy nie chciał wydać, kto u niego był, bito go bez miłosierdzia, a gdy nadal odmawiał wyjaśnień, bito aż i zabito, po czym zwłoki powieszono  na szubienicy. Zadajmy tu jedno pytanie: czyż ks. Lewandowski nie jest męczennikiem świętej sprawy tajemnicy konfesjonału? Nie mógł wydać penitentów, którzy przybyli do niego w tajemnicy i wyraźnie dla Sakramentów św. Nie mógł ich zdradzić przez swój honor, bo przyszli pełni zaufania; nie mógł tego zrobić ze względów patriotycznych, bo jakże wydać swoich wrogowi? Ale on był obowiązany do milczenia także ze względów religijnych, jako posiadający tajemnicę powierzoną sobie w konfesjonale. Po pewnym czasie wykryły kozackie patrole schronisko ks. Brzóski. Zdołał jeszcze spalić papiery, po czym wraz z Wilczyńskim wydostali się na tyły ogrodu i zmierzali do lasu. Pod lasem kozacy ich dopadli. Wilczyński zastrzelił kilku kozaków, ale ksiądz nie strzelał. Kiedy wypadło nabić rewolwer na nowo, wołał Wilczyński na księdza, żeby tymczasem on strzelał, lecz kapłan odmówił. Biegnąc dalej, potknął się ks. Brzóska o korzenie drzew, gdy tymczasem jego towarzysz był już w lesie. Wilczyński odwróciwszy się, ujrzał jak leżącego kapłana przytrzymali pikami, a potem podjęli go na piki i odnosili. Widząc to, wyszedł  Wilczyński z lasu i sam oddał się kozakom, żeby nie opuszczać duchownego przyjaciela, i do końca dzielić jego losy. Dzielny to był zaiste człowiek. Schwytanych zawieziono do Siedlec i tam powieszono. Pod szubienicą wyraził ksiądz ostatnie swe życzenie: "Pragnę, aby mego kolegę powieszono pierwej. Kat, jeżeli skróci mu mękę, otrzyma ode mnie złoty zegarek". I tak się stało. Trupy obydwu leżały przez cały dzień następny, świąteczny, po czym ciała ich złożono w prostą pakę. Ponieważ była za krótka na wysoki wzrost księdza, więc mu odsiekano nogi do kolan. Pakę przewieziono do fortecy w Brześciu Litewskim i złożono tam na dnie wału.

 Teks opracowany na podst. książki pt. „Święci w dziejach narodu polskiego” – Feliksa Konecznego. 

Fotografia: Grottger Artur, Bitwa, z cyklu Polonia , 1863 — Muzeum Narodowe w Budapeszcie   fot. Archiwum Ilustracji WN PWN SA © Wydawnictwo Naukowe PWN